Pociąg pojechał wzdłuż ulicy Kolejowej. Jednak z map Google wynikało, że jazda ulicą Fryderyka Chopina jest co prawda dłuższa, ale daje gwarancję szybszej jazdy i wyprzedzenia pociągu. Po przejechaniu jednego kilometra dotarłem do ronda (czytaj: rozstaju dróg). Na chodniku stał niedzielny sprzedawca, więc pomyślałem, że nie zaszkodzi zapytać o drogę ...
- Do torów wąskotorówki: prosto, czy w lewo? - zapytałem.
- Prosto - odpowiedział, ale pewności w jego głosie nie usłyszałem.
Ruszyłem więc prosto, a ponieważ droga ostro opadała w dół, więc rozwinąłem sporą szybkość. Przejechany dystans rósł, ale pociągu nigdzie nie było widać. Dojechałem w okolicę Chodakówka, gdzie z dużej, przydrożnej planszy dowiedziałem się, że za chwilę przywitają mnie ... w muzeum Frycka w Żelazowej Woli. Nie musiałem już nikogo pytać, gdzie jest wąskotorówka. W tym miejscu jej nigdy nie było. Zawróciłem, ale teraz trzeba było pokonać trasę do ronda pod górę. Na rondzie spojrzałem tylko na mojego informatora, który w Sochaczewie znalazł się chyba przypadkiem. Po przejechaniu około 500 metrów dotarłem do ulicy Wyszogrodzkiej. Tory wąskotorówki zauważyłem chwilę wcześniej. Dalsza jazda do Wilcz Tułowskich nie nastręczała już żadnych trudności. Tory wąskotorówki przez większą część trasy biegną wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 705.
Niestety, ale pociąg odjechał mi na około 3 kilometry. Mój wysiłek, aby dogonić pociąg okazał się daremny. Zauważyłem wagony pociągu dopiero 500 metrów przed stacją końcową. Na stację Wilcze Tułowskie dojechałem razem z pociągiem.
____________________
Znajdziesz też w magazynie TOROWY 5/2019
/ zdjęcia z 1 maja 2017 roku /
0 komentarze